O naszych kotach w Siekiernie. 17 lutego Światowy Dzień Kota

100_2830Mam już trzeciego kota. Pierwsza pięć lat temu była Gacusia. Pamiętam weszłam do sklepu we Wzdole Rządowym. Mąż czekał w samochodzie. Kupowałam drobne artykuły spożywcze. Pod nogami plątało się malutkie srebrne kociątko. Ktoś podrzucił do sklepu. Pomyślałam – będzie niespodzianka. Zapakowałam kotka w reklamówkę i położyłam mężowi na kolanach ze słowami: oto zakupy. Zakupy miauknęły i pojechały do Siekierna.

Gacusia była u nas sześć miesięcy. Zachorowała. Jeździłam z nią do weterynarza, ratowałam. Już wydawało się, że będzie lepiej, a tu nagle w ciągu dwóch godzin nastąpiło pogorszenie. Weterynarz musiał uśpić naszego pierwszego kotka. Pamiętam było rano. Mąż z Gacusią w gabinecie. Ja pod drzwiami. Obok trójka dzieci rozpaczających nad pieskiem jamnikiem, którego przywieźli w stanie krytycznym. Jeden płacz. Powiedziałam nie wezmę już zwierzątka.

Ale po roku wzięłam. A było tak. U Cioci  były trzy kotki. Jeden pręgowany szaro-czarny podbił moje serce i dwa lata był u nas. Pilnował domu jak pies. Gacuś odszedł niespodziewanie. Potrącił go samochód. Widziałam jak szedł od strony drogi, wydawałoby się normalnie. Zniknął. Po długim szukaniu znaleźliśmy go pod szopką, już nie żył. I znowu powiedziałam: nie chcę przeżywać po raz kolejny tego samego. Wytrwałam pół roku.

U sąsiadki Danusi pojawiło się pięć kotków; cztery rozszarpały jakieś zwierzęta. Został jeden. Pamiętam, leżał w stodole zwinięty w kłębek i czekał na swój los. Zabrałam go i jest u nas już dwa i pół roku.

Cacuś tak jak i tamte kotki jest podróżnikiem. Mieszka w Siekiernie i w Kielcach. Ma swoje zwyczaje. Na wsi spaceruje po ogrodzie; od czasu do czasu przyniesie mysz, nornicę lub żabę, ciągnąc ją za nogę. Zdarzyło mu się przytargać ptaka, a ostatnio małego zajączka i wtedy dostał reprymendę. Po prostu jest łowcą.

W Kielcach śpi w koszyku lub, kiedy pracuję przy komputerze, układa się przy klawiaturze, zwyczajowo na rozłożonych papierach i mruczy, czasem mości się na kolanach. Ja piszę, on śpi. Co pewien czas podnosi łeb do góry i obserwuje mnie zapuszczając trzecią powiekę. Tak jakby porozumiewawczo mrugał.

Cacuś ma swoich kocich przyjaciół. W Siekiernie jest to czarno-biały kot, który przemierza stałą trasę z Górki na Smyków i z powrotem. Zwykle zatrzymuje się u nas pod mirabelką, gdzie jest miska dla gości. Kolejny przyjaciel to Leon z Krakowa. Od kilku lat przyjeżdża, zwykle w wakacje, do Siekierna. Na początku wzbudzał zaciekawienie swoim niezwykłym rudym ubarwieniem – wyglądał jak tygrys. Teraz sąsiedzi go już znają. Leon jest odważniejszy niż Cacuś i zapuszcza się w dalsze rejony.

U pani Danusi jest biało-czarno-szaro-ruda kotka, u Basi dwa czarne jak węgielki kociaki, wtulone w siebie; u Zosi czarna śpioszka.

Piękne i pożyteczne są nasze polskie koty. Dbajmy o nie i uważajmy jadąc przez wieś.

 

                                                                                     Urszula Oettingen

 

Fot. Urszula Oettingen